Inkorektor Inkorektor
359
BLOG

Dlaczego nie kręci mnie Euro?

Inkorektor Inkorektor Polityka Obserwuj notkę 3

Kumple często mnie pytają, dlaczego nie cieszę się z Euro 2012. “Ty? Taki kibic? I to wtedy, kiedy jest u nas, nawet w naszym mieście?” Ano. Od dzieciństwa wszystkie Mistrzostwa Świata i Mistrzostwa Europy to były wydarzenia niemalże ze sfery sacrum i to właśnie te imprezy stanowiły wręcz swoistą oś czasu, względem której w mojej głowie porządkowały się co istotniejsze wydarzenia ze świata. Trzęsienie ziemi w Armenii? A, to wtedy, gdy Rijkaard opluł Voellera i obydwaj wylecieli z boiska. Hutu i Tutsi zaczęli się wyżynać? Taa, to było chwilę przed tym, jak Baggio przestrzelił kartnego w finale z Brazylią. Jedyną bolączką był permanentny brak Polski wśród tych wszystkich ekip, którymi większość dzieciaków jarała się przed telewizorem. Przynajmniej od momentu jakiejś tam świadomości, do sławetnego blamażu na mundialu w Korei (ale to już bardziej nowożytne czasy - w końcu obecne tysiąclecie).

Bez bicia przyznaję, że nie wierzyłem w szansę otrzymania Euro. Do tego stopnia, że nawet olałem oglądanie ceremonii. A tu szok! Oczywiście wielka radość (mącona widokiem cieszącego się Listkiewicza), nadzieja że w końcu może coś się w tym zacofanym piłkarsko kraju ruszy. Powoli, a na początku nawet bardzo powoli, trzeźwość myślenia zaczęła wypierać ustępującą euforię i pojawiły się pierwsze wątpliwości. To, co na początku wyglądało na złapanie Pana Boga za nogi, zaczęło się przekształcać w komplikacje, te zaś w problemy dotykające tak naprawdę nas wszystkich. Paradoksalnie, najbardziej zaś prawdziwych kibiców piłkarskich. Prawdziwych, czyli nie tych, dla których szczytem kibicowania jest zachwycanie się Messim w przyjemnej knajpie, gdzie można przy okazji polansować się w nowej koszulce Barcy za 200 ziko. Ale takich, którzy - mimo żenującego poziomu ligowej piłki - zapełniają co tydzień stadiony w Polsce, czy to ekstraklasowe, czy IV ligowe, nierzadko przemierzając za swoją drużyną setki kilometrów w czasem nieludzkich wręcz warunkach, organizują się, tworzą stowarzyszenia kibiców, udzielają się w różnorakich formach (i to nie tylko kibicowsko, bo również społecznie i charytatywnie). Dwoma słowami - żyją kibicowaniem. Ale po kolei.


Problem nr 1 – stadion.

Moja Lechia, mimo że podczas przyznawania Euro grała w II lidze, była na fali wznoszącej i dzięki kibicowskiej odbudowie systematycznie pięła się w górę. Od 2004 r. na poważnie zaczęto mówić o tym, że przydałaby się przebudowa stadionu przy Traugutta. Według projektów zaprezentowanych w ogłoszonym przez miasto konkursie, Lechia miała w przyszłości grać na trzydziestotysięczniku. Miała także utrzymać status jednego z najpiękniej położonych stadionów w Polsce, bo lokalizacja miała się nie zmieniać. “Atrakcyjność położenia i tradycja tego miejsca sprawia, że nie było w ogóle mowy o przenosinach. Do zagospodarowania przy Traugutta jest trzynaście hektarów terenu”- tak wypowiadał się dla Dziennika Bałtyckiego Andrzej Duch, dyrektor Wydziału Urbanistyki w Gdańsku.

Oczywiście zdanie decydentów, a co za tym idzie - ewolucja projektów, zmieniło się pod wpływem właśnie przyznania organizacji Euro. I tak, zamiast racjonalnej rozbudowy T29 mamy kolosa na 44.000 ludzi, który nawet na inaugurację nie był w stanie się zapełnić. Koszt - 775 mln PLN. I stoi w miejscu, które praktycznie pod każdym względem jest gorsze od poprzedniego. A już na pewno pod tym najważniejszym. Bo tak to już jest, że jak się chodzi kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat na mecze w to samo miejsce, to można się przyzwyczaić. Nawet więcej - można było mieć poczucie udziału w tworzeniu pewnej historii. Ale też jest tak, że jeśli ktoś sam nie szanuje tradycji generalnie, nie myśli o niej także w kontekście innych. Wystarczy Google Maps i trochę wyobraźni, by wyrobić sobie zdanie o tym czy przy Traugutta mógłby być nowoczesny stadion.

To jest dopiero paradoks, wybudować stadion o połowę większy względem racjonalnych projektów, ponad potrzeby i wymagania, aby rozegrać na nim jeden (!) konkretny mecz. Bo aby zorganizować mecz ćwierćfinałowy, trzeba było ponad 40 tysięcy miejsc. Może i fajnie mieć stadion większy niż ma Chelsea, tylko po co? Każdy kibic wie, że pękający w szwach stadion na 15.000 ludzi robi nieporównywalnie większe wrażenie niż wypełniony w połowie czterdziestotysięcznik.


Problem nr 2 – traktowanie kibiców.

Klasyczny przykład dzielenia ludzi na lepszych i gorszych, jakich wiele w ostatnim czasie w naszym kraju. Rządzący politycy oraz ich zaprzyjaźnieni dziennikarze wiecznie wyrażają obawę o to, jak będą czuli się przyjezdni kibice. Debatują jak im tu dogodzić, jakie strefy kibica wybudować, jakie atrakcje zapewnić, aby tylko poczuli naszą gościnę i wyjechali z dobrymi wspomnieniami. Szczyty hipokryzji, bo z polskim ruchem kibicowskim walczy się od lat, a od niedawna w szczególności. Zakazy wyjazdowe, mandaty za byle protesty, wyzywanie od bandytów, poniżanie, ograniczanie praw, bezzasadne zarzuty i wyroki, czy też zwykłe utrudnianie życia na każdym kroku podczas meczów wyjazdowych to norma. Dlaczego bardziej mam się przejmować tym, czy jakiś Schneider, Smith, Olsen czy Gonzales będą mieli czerwony dywan prowadzący od samolotu po krzesełko na stadionie, niż tym że Kowalski z Nowakiem podczas 10 godzinnej podróży autokarem za swoją drużyną są 4 razy po drodze kontrolowani przez policję, a przez celową opieszałość służb wchodzą na mecz dopiero w jego drugiej połowie, by po nim czekać trzy godziny na umożliwienie im odjazdu, podczas którego kontrole i prowokacje są na porządku dziennym? Pod płaszczykiem organizacji Euro przeprowadzana jest coraz mniej subtelna akcja usuwania kibiców najbardziej zaangażowanych w życie klubów. Nowe przepisy, kontrole, systemy inwigilacji identyfikacji mają na celu jedno: zamianę fanatyków ze stadionów na stado posłusznych baranów, którym do głowy nie przyjdzie poświęcić cokolwiek swojego w imię dobra klubu, a bilet na mecz będzie dla nich towarem takim samym jak karta wstępu do zoo. Będą za to dzielnie wcinać popcorn i zajadać kiełbaski, popijając je rozwodnionym i przepłaconym browarem. Oficjalnie wszystko w imię walki z chuligaństwem, żeby nie było siary na Euro.

Żeby było jasne, nie mam nic przeciwko zagranicznym kibicom (sam będę nawet gościł u siebie jednego), wręcz przeciwnie - chcę, by wyjechali stąd z jak najlepszymi wrażeniami. Ale gdy przyjadą i zobaczą ile się dla nich robi, podczas gdy lokalnych kibiców gnoi się gdzie się da, to powrócą do swoich krajów z przekonaniem, że odwiedzili kraj hipokrytów.


Problem nr 3 – propaganda.

Jaki jest dzisiejsza Polska, każdy widzi. Niby jesteśmy zieloną wyspą, ale zarabiamy 5 razy mniej niż Niemcy. Podobno liczą się z nami w Europie, tylko że od ponad dwóch lat nie potrafimy sprowadzić z Rosji wraku rządowego samolotu, w którym zginął Prezydent i elita państwa. Nie mamy jednej pełnej autostrady, a przejechanie fragmentami tych które są, kosztuje więcej niż potrzebne do tego paliwo (które, obłożone podatkami, jest horrendalnie drogie). O szkolnictwie, emeryturach, służbie zdrowia, przemyśle i innych dziedzinach lepiej nie wspominać. Ale dla rządzących to nieważne - ładując przeogromne, jeśli bierzemy pod uwagę nasze zarobki, sumy pieniędzy w organizację turnieju będą mogli ogrzać się fleszami na tle nowych stadionów. Zgodnie z zasadą “zastaw się, a postaw się”.  Po prostu robią sobie PR-ową szopkę, nie licząc się z prawdziwymi kosztami. I to jest dla nich najważniejsze. "Fakty" pokażą kilku mniej lub bardziej podchmielonych Irlandczyków czy Greków, którzy wybełkotają coś w stylu “Poland OK, we love you!”, a Polak ma się tym cieszyć jak głupi. Dla mnie, zamienianie tak znaczącego wydarzenia w narzędzie masowej propagandy na ogromną skalę zwyczajnie budzi obrzydzenie. Prawdziwi kibice jak mało kto dostrzegają potrzebę budowy nowych obiektów. Ale żeby na potrzeby jednego turnieju, gdzie w Europie tak naprawdę mało kogo obchodzi gdzie się rozgrywa (bo dlaczego ma obchodzić, skoro nieliczni są w ogóle wskazać nas na mapie), stawiać cały kraj na głowie, to jest przegięcie. Skoro są jakieś kosztowne i wieloletnie plany budowy dróg w miastach, to z jakichś powodów wyglądają tak, a nie inaczej. W takim razie skoro przez Euro są one zmieniane byle tylko na kilka meczów móc zrobić dobrze przyjezdnym, to jest jakiś tego koszt alternatywny. Niestety, media nie są tym zainteresowane. Ważne, żeby udało się Euro! Zupełnie tak, jakby od tego czy ktoś się będzie u nas bawił dobrze, źle czy średnio, zależała przyszłość nas wszystkich. Naprawdę, są w tym kraju ważniejsze rzeczy niż trzytygodniowa impreza piłkarska.

Austriacy, którzy organizowali poprzednie mistrzostwa Europy, do spółki ze Szwajcarią, są dużo bogatszym krajem od nas jeśli chodzi o zarobki czy PKB. A jednak nie budowali na potęgę, tylko sprytnie wykorzystali to co mają, dokładając do istniejących obiektów dodatkowe trybuny na potrzebne mecze. Wiadomo, mieli inną sytuację wyjściową. Ale cztery lata wcześniejPortugalia poszła tą drogą, co teraz Polska. Dzisiaj burzą niedawno wybudowane stadiony, by ograniczyć koszty.


Problem nr 4 – brak przygotowania.

Jak wyglądają przygotowania do turnieju, który jest oczkiem w głowie establishmentu? Żenująco. Co z tego, że olano wiele rzeczy, bo dało się je w mediach przykryć organizacją Euro, jak cała infrastruktura leży na łopatkach? Wizyty gospodarskie, podczas których za wizytującymi podążają wciąż te same ekipy robotników i sprzęt, by prezentować się co chwila na innej budowie, czy też malowanie trawy by miała bardziej zielony kolor to obrazki jak z czasów PRL. Narracja w stylu „może nie wszystko się udało, ale mamy piękne stadiony” też pada, wystarczy spojrzeć na to co dzieje się wokół chociażby PGE Areny. Zamiast drogi, budowa i wykopy. Jeśli patrzy się na ten obiekt od strony morza, nasuwa się bardziej adekwatna nazwa: PGR Arena. Obecna ekipa jest u władzy od 2007 roku więc miała sporo czasu na przygotowanie się do właściwej organizacji. Po tej prowizorce jaką widać na dosłownie każdym kroku, nie można spodziewać się czegokolwiek innego niż kompromitacji. Strajkować chcą wszyscy, od stewardów mających obsługiwać mecze, bo część ich stawek płacowych „wyparowała”, po masę firm które zostały oszukane przy budowie autostrad, których istniejące fragmenty mają być blokowane. Co do samego procesu “parowania”, to miejsc z których zniknęła kasa, albo była wydana kompletnie bez sensu, nie brakuje. Na samym Stadionie Narodowym można było oszczędzić wielu kilometrów rur (i tym samym obniżyć koszty eksploatacyjne) poprzez inne rozwiązania techniczne, ale po co? Jak coś jest droższe, to ktoś może na tym więcej zarobić. Odsuwając się od stadionów, gdzie są pieniądze przekazane spółce DSS na budowę Autostrad? W czyjejś kieszeni pewnie są.


Problem nr 4 – reprezentacja.

Reprezentacja Polski. Znana również jako reprezentacja hańby, czy PZPN. Reprezentacja mięczaków, którzy nie potrafili postawić się sponsorowi by wymusić pozostawienie orzełka na koszulce. Reprezentacja, która nie wie w jakim języku się komunikować, bo część “reprezentantów” nie zna Polskiego. Ale czego się spodziewać, skoro piłkarzy z jajami się wycina, a wstawia się do niej ludzi praktycznie nie mających z Polską nic wspólnego? Żeby jeszcze było to uzasadnione ich poziomem sportowym, w niewielkim stopniu dałoby się to usprawiedliwić. Trener, który robi wszystko by być największym pośmiewiskiem w środowisku, konsekwentnie wykazuje się jedną cechą: niekonsekwencją. Całość firmuje PZPN, czyli jedna z najbardziej skompromitowanych organizacji w Polsce, która bardziej przypomina pozostałości po PZPR niż sprawnie działający związek sportowy. I wcale nie chodzi mi tutaj o słabą grę drużyny i minimalistyczne nastawianie się na ćwierćfinał.Od obecnej kadry wolałbym widzieć nawet topornych, ale ambitnych i walczących Polaków, którzy za możliwość reprezentowania swojego kraju gryźliby trawę od początku do końca meczu, bez względu na wynik.

Lista negatywów przy okazji organizacji Euro jest oczywiście dużo dłuższa. Te opisane wyżej działają na mnie wystarczająco mocno, by obrzydzić mi całą imprezę. Chciałbym cieszyć się mistrzostwami w Polsce, ale klaskanie do rytmu wybijanego przez media, rząd, PZPN i UEFA bardziej przypomina chocholi taniec, do którego nie mam ochoty się przyłączyć. Poświęcam te mistrzostwa od strony kibicowania, bo wiem że gdybym postąpił inaczej, miałbym moralnego kaca. Jednym z powodów odcięcia się jest też wrażenie, że przy całym tym zamieszaniu uciekła główna idea organizacji Mistrzostw Europy. Chyba mało kto pamięta żenajważniejszym powodem organizowania tych rozgrywek jest wyłonienie najlepszej drużyny piłkarskiej na Starym Kontynencie.

Inkorektor
O mnie Inkorektor

Jestem leniwy, ale nie aż tak by akceptować cały ten syf, którego jestem świadkiem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka